>
Operacja Dunaj.

Operacja Dunaj – kryptonim, jaki nadano interwencji członków Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, rozpoczętej 20 sierpnia 1968 roku o godz. 23:00. Uważana jest za największa operację wojskową w historii Europy po II wojnie światowej. Siły zbrojne państw Układu Warszawskiego dokonały inwazji na Czechosłowacką Republikę Socjalistyczną w celu zatrzymania politycznych reform liberalizacji Praskiej wiosny kierowanej przez Alexandra Dubceka. Operacja skutecznie zatrzymała reformy liberalizacji i wzmocniła władzę Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Polityka zagraniczna ZSRR w tym czasie była znana jako Doktryna Breżniewa.

Wybrany 4 stycznia 1968 roku I sekretarz Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji (KSČ) Alexander Dubček zapowiedział głębokie reformy społeczne i gospodarcze. "Praska Wiosna" zapoczątkowała budowę "socjalizmu z ludzką twarzą", systemu bazującego na demokracji, wolności słowa i przestrzeganiu prawa. Reformy Dubčeka nie zmieniały "generalnej linii partii, ani wewnętrznej, ani zagranicznej". Konserwatyści postrzegali je jednak jako kontrrewolucję.

Równierz dla I sekretarza KC KPZR Leonida Breżniewa i pozostałych liderów państw Układu Warszawskiego "Praska wiosna" miała charakter kontrrewolucji, której natychmiast należało zapobiec. Dwustronne rozmowy radziecko-czechosłowackie w styczniu i w lutym nie przyniosły spodziewanych efektów. 23 marca w Dreźnie zwołano spotkanie na najwyższym szczeblu kierownictwa partii i rządów państw socjalistycznych z L. Breżniewem i premierem Aleksiejem Kosyginem (ZSRR), Dubčekem, Černíkem i Bil’akem (Czechosłowacja), Władysławem Gomułką, Józefem Cyrankiewiczem, Edwardem Gierkiem (Polska), Janosem Kadarem (Węgry), Walterem Ulbrichtem (NRD) i Teodorem Żiwkowem (Bułgaria). Wyrażano głębokie zaniepokojenie rozwojem sytuacji w Czechosłowacji i spotkanie przerodziło się niemalże w rozprawę nad Dubcekiem i jego reformami. W przemówieniach, między wierszami padały ostrzeżenia o możliwości interwencji militarnej. Gorącym jej zwolennikiem był polski przywódca Władysław Gomółka, który w tym samym czasie musiał stawić czoło protestom studenckim we własnym kraju. Miał on nadzieję że przykład Czechosłowacji skutecznie zastraszy opozycjonistów w Polsce.
Dwa kolejne spotkania na szczycie odbyły się w maju w Moskwie i w lipcu w Warszawie, tym razem bez udziału Czechosłowacji, która otrzymała ostrą reprymendę:
"Nie możemy jednak pogodzić się z tym, aby siły wrogie spychały wasz kraj z drogi socjalizmu i stwarzały groźbę oderwania Czechosłowacji od wspólnoty socjalistycznej. To nie jest bowiem tylko wasza sprawa, to jest wspólna sprawa wszystkich partii komunistycznych i robotniczych oraz państw złączonych sojuszem, współpracą i przyjaźnią. Jest to wspólna sprawa naszych krajów, które połączyły się Układem Warszawskim."

Dwustronne rozmowy "ostatniej szansy" odbyły się 28 lipca w Czernej nad Cisą. Udział w nich wzięli przywódcy ZSRR i CSRS. Dubcek przyjechał z posłaniem od narodu: "Rozmawiajcie, wyjaśniajcie, ale stańcie zgodnie w obronie drogi, na którą wkroczyliśmy, a z której żywi nie zejdziemy (...). Jesteśmy z Wami, bądźcie i Wy z nami!". Po pełnych napięcia rozmowach wydawało się że osiągnięto kompromis. Na zakończenie spotkania Breżniew powiedział: "Daliście nam obietnicę i my wam wierzymy, że będziecie walczyć, jesteśmy w stanie udzielić Wam wszelkiej pomocy. Ale jeśli nas oszukacie, będzie trzeba zwołać nową naradę..." 3 sierpnia w Bratysławie zwołano kolejny szczyt przywódców państw Układu Warszawskiego. Kompromis został osiągnięty i czeskie gazety obwieściły "Zwycięstwo bratysławskiej szóstki nad warszawską piątką". Nie wiedziano jednak że w kuluarach Czechosłowaccy przeciwnicy reform potajemnie przekazali Rosjanom list z prośbą o "braterską pomoc". List ten stał się pretekstem do interwencji zbrojnej.

Przygotowania do interwencji rozpoczęły się wczesną wiosną, jeszcze przed pierwszym szczytem w Dreźnie. Rosjanie od dawna chcieli rozlokować swoje wojska w Czechosłowacji i "Praska Wiosna" wydawała się dobrym do tego pretekstem. W maju rozpoczęto przegrupowania wojsk przeznaczonych do interwencji, m.in. z rejonu Lwowa przeniesiono 24. Gwardyjską Dywizję Strzelców Zmotoryzowanych, rozmieszczoną później w rejonie Cieszyna, Bielska-Białej i Pszczyny. Jednocześnie trwały prace sztabowe nad przebiegiem interwencji. 18 czerwca na terytorium Czechosłowacji, południowej NRD i Polski oraz zachodniej Ukrainy rozpoczęły się ćwiczenia "Szumawa" mające na celu zintegrowanie wojsk i sztabów oraz zapoznanie się z terenem ewentualnej operacji. Początkowo w manewrach miały brać udział jedynie jednostki Armii Radzieckiej i Czechosłowackiej Armii Ludowej. Naciski ze strony Kremla na stronę czechosłowacką sprawiły, że w ćwiczeniach "Szumawa" wzięły udział jednostki ludowego Wojska Polskiego i Węgierskiej Armii Ludowej.

Lipiec i sierpień był okresem wzmożonej aktywności wojsk Układu Warszawskiego. Manewry "Pólnoc" floty ZSRR, NRD i Polski na Morzu Norweskim i na Bałtyku, ćwiczenia radzieckiej obrony Przeciwlotniczej "Niebieska Tarcza" w korytarzu powietrznym planowanym do użycia podczas interwencji manewry "Niemen" na terenie ZSRR i wreszcie "Pochmurne Lato '68", które zapoczątkowały inwazję.

17 sierpnia w Moskwie podjęto decyzję o interwencji wojsk Układu Warszawskiego na terenie CSRS. Następnego dnia w Moskwie odbyła się narada „warszawskiej piątki”. Breżniew poinformował zgromadzonych o swoich kontaktach z frakcją konserwatywną w KPCz, o "prośbie o pomoc" wystosowanej przez tę grupę i o decyzji KC KPZR o udzieleniu poparcia "zdrowym siłom" partii czechosłowackiej. Interwencja militarna była gotowa.

Grupa Wojsk „Północ” dowodzona przez gen. armii Iwana Pawłowskiego (dowódcę operacji „Dunaj”) ze sztabem w Legnicy stacjonowała na terenie Polski i NRD. W jej skład wchodziły: 1. Gwardyjska Armia Pancerna w południowym NRD, 11. Armia Gwardyjska przerzucona spod Kaliningradu w rejonie Drezno-Goerlitz-Bolesławiec (tu stała 20. Dywizja Pancerna z Polskiej Grupy Wojsk Radzieckich) i 2. Armia Wojska Polskiego. GW „Północ” miała zająć północne i zachodnie Czechy.
Grupa Wojsk „Południe” dowodzona przez gen. płk Konstantina Prowałowa miała za zadanie zająć środkowe i wschodnie Czechy (z Pragą) oraz wyprowadzić pomocnicze uderzenie na Słowację. W jej skład wchodziła 20. Armia Gwardyjska na terenie NRD i 38. Armia z terytorium ZSRR i Polski z kierunkiem marszu na środkową Słowację. Z obszaru Węgier na Słowację wkroczyć miały 4 dywizje radzieckie z tamtejszej Grupy Wojsk Radzieckich oraz jedna dywizja Węgierskiej Armii Ludowej.
Do działań powietrznodesantowych przeznaczono 7. Kownieńską Dywizję Powietrzno-Desantową, 11. DPD z Leningradu i 103. Witebską DPD.
Łącznie w pierwszym rzucie wystawiono dziewiętnaście dywizji radzieckich, dwie polskie, jedną węgierską i wzmocniony pułk bułgarski, razem 250 tys. żołnierzy i 4200 czołgów. Na terenie NRD w odwodzie stały dwie dywizje enerdowskie.

W nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. rozpoczęła się operacja Dunaj. Około godz. 22.00 na lotnisku Ružyni pod Pragą wylądowały pierwsze samoloty radzieckie z oddziałami 11. DPD. Niedługo potem w odstępach minutowych przybywały pod Pragę kolejne jednostki radzieckie z tej dywizji. O 2.00 i 3.00 w nocy 21 sierpnia 7. DPD wylądowała w rejonie Pilzna, a 103. DPD – w rejonie Brna. Wojska radzieckie około 23.00 przekroczyły granicę czechosłowacką i szybkim marszem zmierzały do swoich punktów docelowych. O 3.30 pod Pragę podeszły pierwsze pułki desantowe, a około 5.00 dołączyła do nich kolumna czołgów z 20. Armii Gwardyjskiej. W tym samym czasie kolumna z 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej wyszła nad granicę z RFN. W rejonie Cieszyna i Ostrawsko-Karwińskiego Zagłębia Węglowego operowała 24. Gwardyjska Dywizja Strzelców Zmotoryzowanych.

Prezydium KC KPCz dowiedziało się o interwencji o godz. 23.40. W szybkim trybie przygotowano uchwałę potępiającą inwazję. Stwierdzono w niej, że wojska weszły do Czechosłowacji bez wiedzy i zgody republiki, wzywano także ludność cywilną do zachowania spokoju, informowano, że armia nie otrzymała rozkazu obrony kraju. Rano budynek KC został zajęty przez Rosjan. Liderów (Dubček, Černík, Smrkovský, Kriegel, Špaček) internowano i wywieziono do Moskwy. Mimo to czeskie radio i dziennik „Rudé právo” przekazały treść uchwały społeczeństwu.

Prezydent Ludvík Svoboda w przemówieniu radiowym wezwał naród do zachowania spokoju. 21 sierpnia Minister Obrony Narodowej CSRS, uprzedzony przez Rosjan o interwencji, wydał zakaz użycia broni wobec wojsk interwencyjnych i pozostania w koszarach. Wojska inwazyjne bez przeszkód opanowały wszystkie ważniejsze miasta. Nie zapobiegło to jednak ofiarom śmiertelnym na skutek spontanicznego oporu społeczeństwa. Budowano barykady na drogach, kierowcy ciężarówek próbowali na różne sposoby utrudniać przejazd kolumn wojsk interwencyjnych. Powszechne stało się zamalowywanie, niszczenie lub usuwanie drogowskazów. Żołnierzy witała niechęć i wrogość. Z mijanych budynków zwisały czarne flagi. Postawa społeczeństwa była jednoznaczna: "Ani kromki chleba, ani szklanki wody okupantom". Malowane na murach hasła "Co Čech to muzikant, co Rus to okupant!", "Kain był také bratr", "Učit se, učit se... ale doma!", "USA – Vietnam = CCCP – ČSSR", "Socialismus ano – okupace ne", "Okupanti to vas učil Lenin?" stały w kompletnej sprzeczności z oficjalną propgandą i z tym co oficerowie polityczni wpajali żołnierzom. Ludzie próbowali rozmawiać z żołnierzami i wyjaśniać że w kraju nie ma kontrrewolucji ani zagrożenia ze strony imperializmu. Zdarzaly sie także bardziej agresywne zachowania. W wyniku rozruchów już pierwszego dnia okupacji zginęło 48 osób (w tym 15 podczas obrony budynku radia w Pradze). Działalność podjęły też liczne podziemne rozgłośnie radiowe, które okupanci stopniowo wyciszali.

23 sierpnia Ludvik Svoboda poleciał na rozmowy do Moskwy. Na jego prośbę zwolniono aresztowanych reformatorów, którzy także uczestniczyli w negocjacjach. Trzy dni później podpisano tzw. protokół moskiewski. Czechosłowacja musiała wycofać się z wprowadzonych reform. Przywrócono cenzurę, zdelegalizowano organizacje opozycyjne, z organów władzy usunięto większość zwolenników zmian. W ciągu kolejnych kilku miesięcy od władzy odsunięto pozostałych reformatorów. Dubček został wysłany na placówkę dyplomatyczną w Turcji. Ponadto uzgodniono pozostanie części Armii Radzieckiej na terenie CSRS na stałe. Porozumienie w tej kwestii zostało podpisane w październiku. Na jego podstawie trzy dywizje pancerne, dwie zmotoryzowane oraz dywizja lotnictwa mieszanego, łącznie 75 tys. żołnierzy i 200 samolotów na stałe stacjonowało w kraju.

Okupacja zakończyła się w listopadzie. W czasie operacji około 500 Czechów i Słowaków zostało rannych, a 108 zostało zabitych. W trakcie inwazji z Czechosłowacji wyemigrowało ok. 300 tys., a po niej ok. 70 tysięcy Czechów i Słowaków. Od 21 sierpnia do 20 września 1968 Armia Radziecka straciła 12 zabitych i 25 rannych. Niebojowe straty w tym samym okresie to 84 zabitych i zmarłych oraz 62 rannych i poszkodowanych. W katastrofie helikoptera w pobliżu miasta Teplice zginęło dwóch radzieckich reporterów. Armia węgierska straciła 4 żołnierzy (wszystkie – nie bojowe: wypadki, choroby, samobójstwa). Wojska bułgarskie – dwóch żołnierzy; jeden zginął na posterunku zastrzelony przez nieznane osoby (skradziono pistolet), a drugi żołnierz zastrzelił się.

Polskie siły zbrojne były drugą co do wielkości armią (po ZSRR) uczestniczącą w operacji. Na bazie Śląskiego Okręgu Wojskowego sformowano 2 Armię WP, którą dowodził gen. Florian Siwicki. Wchodziła ona w skład 1 Grupy Wojsk "Północ" pod dowództwem gen. Iwana Pawłowskiego. Jej zadaniem miało być współdziałanie z Armią Radziecką w celu opanowania północnej części Czechosłowacji, w rejonie Mlada Boleslav, Hradec Kralove, Pardubice i zablokowanie jednostek CzAL stacjonujących na tym terenie. Były one wspierane przez 1 Batalion Szturmowy z Dziwnowa, jednostki łączności, zaopatrzenia, przeciwlotnicze, rozpoznania. O godzinie 23.50 1 Batalion Szturmowy rozpoczął opanowywanie przejść granicznych. 10 i 11 Dywizje Pancerne wkroczyły na teren Czechosłowacji. Mimo trudności spowodowanych biernym oporem ze strony społeczeństwa i słabym przygotowaniem jednostek rozpoznania dość szybko udało się zająć wyznaczone pozycje. Szturmowcy zajęli się opanowywaniem stacji radiowych i telewizyjnych a pancerniacy rozlokowali się wokół czeskich garnizonów. Szybko okazało się że w razie jakichkolwiek kłopotów siły te mogą być niewystarczające do skutecznego wykonania powierzonych zadań. 25 sierpnia na ternie CSRS znalazła się 4 Dywizja Zmechanizowana, która początkowo miała pozostać w odwodzie na terenie Polski oraz część 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno Desantowej.

Wojsko stacjonowało na otwartych przestrzniach. Dowódcy otrzymali polecenie by w miarę możliwości ograniczyć niszczenie dróg, upraw rolnych itp co uniemożliwało sformowanie szyków bojowych z prawdziwego zdarzenia. Blokowanie garnizonów i patrolowanie ulic było więc bardziej demonstracją siły. Utworzone w miastach komendy garnizonów zajęły się organizowaniem kontaktów z miejscowymi władzami, organami bezpieczeństwa i społeczeństwem. Prowadzone akcje propagandowe odniosły marny skutek, jednak wobec pokojowej i taktownej postawy Polaków wrogość stopniowa ustąpiła miejsca maskowanej niechęci. Z dwojga złego Czesi woleli mieć u siebie Polaków niż Rosjan. Dowództwo wyznaczyło część żołnierzy do naprawy wyrządzonych szkód i pomocy w pracach polowych. Organizowano też spotkania z załogami miejscowych zakładów pracy. Nisetety nie obyło się bez przykrych incydenów i wypadków. Najtragiczniejszy zdarzył się w Jicinie, gdzie pijany szeregowiec po awanturze z kolegami zastrzelił dwóch i ranił pięciu cywilów. Sąd wojskowy w trybie doraźnym skazał winnego na karę śmierci. W Bystrzycy Kłodzkiej pojazd wojskowy potrącił 8-letniego chłopca, który zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Po tym wypadku wyjazdy ograniczono do niezbędnego minimum.

Decyzja o wyprowadzeniu polskich wojsk zapadła 16 października. Do 11 listopada wszystkie jednostki sojusznicze i część radzieckich miało opuścić terytorium czechosłowackie. Ostatnią polską jednostką opuszczającą najechany kraj był 25 Pułk Zmechanizowany z 10 Dywizji Pancernej. Powracający żołnierze uczestniczyli w uroczystościach powitalnych i defiladach w Wałbrzychu, Zielonej Górze i Krakowie. Nie było jednak spontanicznego entuzjazmu. Mimo intensywnej propagandy w środkach masowego przekazu polskie społeczeństwo zdawało sobie sprawę z natury interwencji u południowego sąsiada. Powodów do dumy nie było...

W inwazji uczestniczyło 24,3 tys. żołnierzy polskich, 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, ok. 450 dział, 4,7 tys. samochodów i 36 śmigłowców. Wojska polskie przebywały w Czechosłowacji 84 dni. W czasie operacji zginęło w wyniku wypadków nadzwyczajnych 10 żołnierzy – trzech w wyniku wypadków, jeden samobójca oraz sześciu w wyniku nieostrożnego obchodzenia się z bronią.

Ponizej niezwykle ciekawy i wyczerpujący artykuł autorstwa Przemysł Wywiała na temat udziału polskich wojsk w inwazji ze szczególnym uwzględnieniem 6 PDPD, który pozwoliłem sobie skopiować ze strony historycy.pl.

1. Wstęp
Problem udziału 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej w operacji "Dunaj" nie został do tej pory należycie opisany w literaturze historycznej, dlatego przy pracy nad tym tematem musiałem oprzeć się głównie na źródłach archiwlanych. W Archiwum Wojsk Lądowych w Krakowie dotarłem do czterech tomów meldunków o sytuacji w oddziałach 6 PDPD znajdujących się od sierpnia do października 1968 w Czechosłowacji i Kotlinie Kłodzkiej. Dokumenty te nie były nigdy wcześniej publikowane ani poddane badaniom historyka.
W Muzeum 6 Brygady Desantowo-Szturmowej, która to jednostka przejęła tradycje 6 PDPD, przechowywana jest Kronika Dywizji, w której znajduje się kilka wzmianek " choć bardzo ogólnych " o wydarzeniach lata i jesieni 1968. W Muzeum 6 BDSz jest również maszynopis niepublikowanych wspomnień sierżanta Zbigniewa Ślusarczyka, żołnierza dywizji i uczestnika tamtych wydarzeń, który dwa rozdziały poświęca inwazji. Wieloma wartościowymi uwagami i spostrzeżeniami na temat udziału 6 PDPD w inwazji podzielił się w czasie rozmowy ze mną gen. bryg. Edward Dysko, dowódca dywizji od sierpnia 1968 roku. Jeśli chodzi o pozycje opublikowane, bardzo wartościowa jest praca Leszka Pajórka na temat udziału Wojska Polskiego w tłumieniu "Praskiej Wiosny." Autor, pracownik Wojskowego Instytutu Historycznego, opierał się głównie na materiałach Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie. Ponadto Lech Kowalski wydał książkę zawierającą jego wywiady z wyższymi oficerami i dowódcami jednostek WP uczestniczących w operacji "Dunaj." Znaleźć tam można relacje gen. E. Dysko i kpt. Romana Orłowskiego, dowódcy 48 kompanii rozpoznawczej. Krótki rozdział dotyczący interesującego nas tematu zamieścił również Hubert Królikowski w swojej historii 6 PDPD.
2. Militarna odpowiedź państw Układu Warszawskiego na wydarzenia w Czechosłowacji
Zapoczątkowane w 1967 roku przemiany polityczne w Czechosłowacji dawały nadzieję na budowę "socjalizmu z ludzką twarzą." Odsunięto od rządów zachowawczą grupę Novotnego, a do władzy doszli zwolennicy reform " Dubczek, Ota Szik, Czernik. Swobodę wypowiedzi i publikacji przestała ograniczać cenzura, w prasie zaczęły pojawiać się odważne teksty nawołujące do zmian w systemie, ludzie zbierali się spontanicznie na wiecach i publicznych debatach, by wyrażać swoje poglądy. W kwietniu 1968 opublikowano "Program działania," w którym zapowiadano przeprowadzenie ważnych reform, m.in. zlikwidowanie zarządu centralnego we wszystkich dziedzinach życia społecznego, wprowadzenie kontroli nad policją, zagwarantowano też wolność słowa. W czerwcu ukazał się manifest "Dwa tysiące słów". Takie posunięcia Pragi musiały zaniepokoić kierownictwa pozostałych krajów obozu socjalistycznego. Nasiliła się krytyka ekipy Dubczeka, głównie w prasie polskiej i wschodnioniemieckiej. Problem ten omawiano na spotkaniach szefów partii komunistycznych w Dreźnie w marcu 1968, a potem w Warszawie w lipcu. Próbowano wywierać naciski na kierownictwo czechosłowackie. Mimo ustępstw ze strony czechosłowackich reformatorów do jakich doszło podczas konferencji w Czernej i Bratysławie, kompromis okazał się pozorny i nietrwały. Równocześnie z próbami wywierania politycznej presji na kierownictwo i społeczeństwo Czechosłowacji, używano nacisków o charakterze militarnym. Miała temu służyć seria manewrów przeprowadzonych wiosną i latem 1968 na terenie CSRS i wokół jej granic z udziałem armii państw Układu Warszawskiego. Ćwiczenia te odbywały się pod kryptonimami: "Północ," "Niemen," "Niebieska Tarcza," "Szumawa," "Eter," "Pochmurne Lato 68."1 Ich celem było jednak nie tylko zastraszenie Czechów, ale i przygotowanie wojsk UW do interwencji zbrojnej. Generalnym sprawdzianem dla wojsk inwazyjnych stały się dowódczo-sztabowe ćwiczenia "Szumawa," które odbyły się w dniach 18.06-02.072. W lipcu zaniepokojeni rozwojem sytuacji przywódcy bloku wschodniego mogli ostatecznie stwierdzić, iż "istnieje tylko jedno wyjście " zdecydowana pomoc ze strony naszych partii, państw Układu Warszawskiego dla Czechosłowacji" i że "tylko w oparciu o siły zbrojne Układu Warszawskiego można będzie zmienić sytuację." 29 lipca rozpoczęły się wielkie manewry o kryptonimie "Pochmurne Lato," podczas których miała się rozpocząć Operacja "Dunaj," jak nazwano plan interwencji. Mimo, że biorące w nich udział jednostki były gotowe do akcji już pod koniec lipca, termin interwencji przesunięto o trzy tygodnie z powodu toczących się rozmów w Czernej4. Oddziały armii radzieckiej, polskiej, węgierskiej, bułgarskiej i niemieckiej (te ostatnie zaraz wycofane i pozostawione w odwodzie) przekroczyły granicę CSRS w nocy z 20 na 21 sierpnia, nie napotykając oporu i w ciągu doby osiągając wyznaczone cele. W pierwszym rzucie na terenie CSRS znalazło się 300 tysięcy żołnierzy wojsk Układu Warszawskiego, a niewiele ponad tydzień później liczba ta przekroczyła 800 tysięcy. Byli oni wyposażeni w 7500 czołgów, 2000 ciężkich dział oraz tysiąc samolotów transportowych i bojowych5. Siły te, za wyjątkiem Armii Radzieckiej, opuściły CSRS do listopada 1968 roku.
3. Zadania 2 Armii LWP
Polska wydzieliła do operacji "Dunaj" 2 Armię wystawioną na bazie Śląskiego Okręgu Wojskowego i wzmocnioną 6 PDPD z Warszawskiego Okręgu Wojskowego. Dowodził 2 Armią gen. Florian Siwicki. Wchodziła ona w skład 1 Grupy Wojsk "Północ" pod dowództwem gen. Iwana Pawłowskiego6. Do zadań 2 Armii należało współdziałanie z Armią Radziecką w celu opanowania północnej części Czechosłowacji i zablokowanie jednostek CzAL stacjonujących na tym terenie. Miano przeciwdziałać jakimkolwiek próbom oporu czy później dywersji. W pierwszym rzucie weszły na teren Czechosłowacji 10 i 11 Dywizje Pancerne, natomiast 4 Dywizja Zmechanizowana miała pozostać w odwodzie (znalazła się ona jednak na terenie CSRS 25 sierpnia). Były one wspierane przez 1 batalion szturmowy z Dziwnowa, jednostki łączności, zaopatrzenia, przeciwlotnicze, rozpoznania. 2A operowała w północno-wschodnich Czechach, w rejonie Mlada Boleslav, Hradec Kralove (tutaj sztab 2A), Pardubice. W celu sprawnego wykonywania zadań okupacyjnych powołano na tym terenie 13 komend garnizonów. Łącznie w inwazji uczestniczyło 24,3 tys. żołnierzy LWP wyposażonych w 647 czołgów, 566 transporterów opancerzonych, 450 dział, 4,7 tys. samochodów i 36 śmigłowców. Razem z pozostającymi na terenie Polski odwodami siły te liczyły 28,6 tys. żołnierzy. Mieli oni stawić czoła rodzącej się u południowego sąsiada kontrrewolucji, atakowi "hord faszystowskich" z RFN i uniemożliwić, "aby znowu imperialiści próbowali otoczyć nasz kraj."
4. Wejście do działania 6 PDPD
Szybko jednak okazało się, że stanowiące trzon sił polskich dywizje ciężkie mogą mieć problemy z wykonywaniem zadań okupacyjnym i utrzymaniem zajętego obszaru w razie jakichś komplikacji. Jednostki tego typu musiały mieć wsparcie piechoty. Dlatego też postanowiono skierować tam również "skrzydlatą piechotę," jak nazywano żołnierzy 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej. Przewidziano, że granicę przekroczy 1/5 sił dywizji, podczas gdy reszta pozostanie po polskiej stronie w Kotlinie Kłodzkiej. 6 PDPD, cały czas w stanie gotowości, miała stanowić odwód dowództwa 2 Armii, po który dowódca mógł w razie potrzeby sięgnąć. 6 Pomorska Dywizja Powietrzno-Desantowa powstała w roku 1957 na bazie 6 Pomorskiej Dywizji Piechoty. Jej oddziały stacjonowały w Krakowie, Niepołomicach, Oświęcimiu i Bielsko-Białej. Dywizja przeznaczona była do działania na tyłach przeciwnika, niszczenia jego środków rażenia, dezorganizacji pracy środków rażenia i dowództwa nieprzyjaciela, a przez to wspomagania szybkiego tempa działań nacierających oddziałów własnych. Szkolenie jakie przechodziły "czerwone berety" " w zakresie skoków spadochronowych, wspinaczki, dywersji, rozpoznania " czyniły z nich jednostkę elitarną. Od 26 lipca do 24 sierpnia 6 PDPD szkoliła się na obozie letnim na Mazurach w okolicy miejscowości Szymany12. W tym czasie dochodziły do ćwiczących żołnierzy informacje o napiętej sytuacji w związku z wydarzeniami u południowego sąsiada. Spadochroniarze mogli obserwować ciągły ruch przemieszczających się oddziałów sowieckich na pobliskiej trasie Szczytno " Jedwabno. Wzmożony ruch panował również na niebie " przelatywały eskadry myśliwców i samoloty transportowe AN-12. Połączywszy te obserwacje z doniesieniami prasowymi można się było domyśleć, że "coś jest nie tak" i że "coś się dzieje w Czechosłowacji." Nic nie dały próby zdobycia jakichś bliższych wiadomości od mówiących po polsku rezerwistów radzieckich spod Lwowa z regulacji ruchu13. 20 sierpnia dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego gen. dyw. Zygmunt Huszcza odwołał płk. Edwarda Dysko z urlopu i mianował go dowódcą 6 PDPD (stanowisko to wakowało od kwietnia, a obowiązki dowódcy pełnił w tym czasie szef sztabu dywizji ppłk Jerzy Musiał). W lipcu płk Dysko wrócił z Moskwy, gdzie studiował w Akademii Sztabu Generalnego im. Woroszyłowa.14 24 sierpnia o godzinie 17.00 przerwano szkolenie i w dywizji ogłoszono alarm. Szybko wydano żołnierzom amunicję i suche racje żywnościowe. Dowódca dywizji otrzymał tego dnia sygnał "Lajkonik." Rozkaz ten nakazywał osiągnąć natychmiast stan pełnej gotowości bojowej i przegrupować się całością sił na południe kraju. Można się było domyśleć, że przegrupowanie do Kotliny Kłodzkiej będzie mieć związek z wydarzeniami w Czechosłowacji, jednak sygnał "Lajkonik" nic o tym nie wspominał. O 18.00 odbyła się odprawa sztabu dywizji. Płk Dysko omówił pokrótce aktualną sytuację polityczną, przekazał rozkazy dowódcy okręgu i postawił zadania. Rozpoczęto przygotowania do wyjazdu. W rejon Kłodzka dywizja została przesunięta transportem kombinowanym (lotniczym, kołowym i kolejowym). Dowódca Wojsk Lotniczych miał zorganizować transport pierwszego rzutu dywizji z Muszak na lotnisko we Wrocławiu. Wydzielił do tego zadania 2 samoloty An-12, 4 Ił-14, 4 Li-2 i 9 An-2. Rzut powietrzny objął grupę operacyjną sztabu dywizji, 16 batalion powietrzno-desantowy, 48 kompanię rozpoznawczą oraz grupy operacyjne poszczególnych jednostek. Na rozkaz szefa Sztabu Generalnego gen. dyw. Bolesława Chochy na czas nieograniczony przydzielono do dyspozycji dowódcy 6 PDPD 80 samochodów do przewozu stanu osobowego i sprzętu. Przed godziną 2.00 25 sierpnia zgrupowały się one w rejonie wrocławskiego lotniska. Przy ich użyciu przerzucono do Kotliny Kłodzkiej oddziały, które dotarły do Wrocławia drogą powietrzną22. Część dział ASU-85 będących na wyposażeniu 35 dywizjonu artylerii samobieżnej przetransportowano koleją, resztę transportem drogowym " na przyczepach niskoosiowych. Tymczasem o godzinie 22.00 24 sierpnia wyruszył rzut kołowy obejmujący pozostałe jednostki dywizji. Aby usprawnić transport i zwiększyć szybkość przemieszczania się uformowano dwie kolumny samochodów GAZ-69 i STAR-6624. Kolumny poruszały się dwoma trasami. Pierwsza biegła od Szczytna przez Nidzicę, Sierpc, Koło, Oławę, Bystrzycę Kłodzką do Międzylesia, natomiast druga od Płońska przez Szczytno, Wielbark, Zduńską Wolę, Opole, Bystrzycę Kłodzką po Międzylesie. Żołnierze dostrzegali zaniepokojenie w mijanych miejscowościach. Ludzie, karmieni przez propagandę informacjami o zagrożeniu niemieckim i możliwością wybuchu konfliktu, pełni byli obaw. Częstowano spadochroniarzy owocami, obdarowywano kwiatami. Jak wspomina uczestnik tych wydarzeń, "żegnali nas tak jak Polacy zawsze żegnali swoich żołnierzy idących na wojnę, serdecznie i z troską." W czasie przerzucania dywizji obyło się bez wypadku. Płk Dysko poinformował Komendę Główną MO o trasie przemarszu i kolejne komendy powiatowe przekazywały sobie tę informację przejmując obowiązek zabezpieczenia regulacji ruchu i pilotowania wojskowych. 780 kilometrów dzielących Mazury i Bystrzycę Kłodzką pokonano w ciągu doby, co uznać można za nie lada sukces. Żołnierze dywizji mieli blokować garnizony CzAL rozporządzające większymi siłami, co byłoby trudne do wykonania bez wsparcia pancernego. Dlatego też na rozkaz gen. Chochy wydzielono w trybie alarmowym, czyli bez uzupełniania rezerw, 1 Warszawski Pułk Czołgów Średnich im. Bohaterów Westerplatte i 61 kompanię rozpoznawczą z 16 Dywizji Pancernej z Elbląga. Do godziny 4.00 26 sierpnia przegrupowano je transportem kolejowym w rejon Kłodzka, gdzie wzmocniły 6 PDPD. Były to siły 771 żołnierzy, 72 czołgi T-54 i T-55, 2 ciągniki gąsienicowe, 20 transporterów opancerzonych BRDM, SKOT i BTR, 119 samochodów i 10 motocykli. Dowodził nimi ppłk dypl. Stanisław Majewski. Kilka kilometrów przed Kłodzkiem w godzinach rannych 26 sierpnia sytuacja stała się jasna " płk Kazimierz Wójtowicz, przedstawiciel Grupy Operacyjnej WOW, wręczył płk. Dysko zadanie bojowe dla dywizji, bezpośrednio związane z interwencją w Czechosłowacji. Oddziały dywizji miały przekroczyć granicę i zluzować 17 pułk zmechanizowany. Tak więc spadochroniarze dowiedzieli się, że ich "dywizja otrzymała poważne i odpowiedzialne zadanie niesienia pomocy bratniej Czechosłowacji zagrożonej przez siły kontrrewolucyjne." Do godziny 16.00 26 sierpnia zakończono koncentrację sił 6 PDPD i 1 pułku czołgów w rejonie Kłodzka oraz przeprowadzono rekonesans przewidywanego rejonu działań na terenie Czechosłowacji. Na teren Czechosłowacji wejść miała zaledwie 1/5 sił dywizji, resztę rozlokowano w okolicach Międzylesia. W samym Międzylesiu ulokowało się dowództwo 6 PDPD, 48 kompania rozpoznawcza i pododdziały wsparcia. W Goworowie rozlokowano 16 batalion powietrzno-desantowy. Żołnierze kwaterowali w gospodarstwach wiejskich. Liczył on 531 ludzi, w tym 35 oficerów i 32 podoficerów. Dowódcą batalionu był ppłk Tadeusz Charzewski. 10 bpd stacjonował w ośrodku jednej z kopalń śląskich w Bolesławowie. Batalion był w sile 540 żołnierzy, w tym 27 oficerów, 59 podoficerów zawodowych i 39 podoficerów służby zasadniczej. Dowodził nim ppłk Mieczysław Bubliński36. Dywizjon dział pancernych znalazł się w Domaszkowie, natomiast dywizjon artylerii w Roztokach. Dowódcą 5 dywizjonu artylerii mieszanej był ppłk Ryszard Piwowar, natomiast 35 dywizjonu artylerii samobieżnej ppłk Izydor Hachulski37. 1 pułk czołgów i 61 kompania rozpoznawcza z elbląskiej 16 Dywizji Pancernej kwaterowały w Wielopolu-Zdrój. W Różance stacjonował 6 batalion zaopatrzenia i remontu. 1 i 2 kompania spały w namiotach, resztę zakwaterowano w budynkach mieszkalnych. Dowodził batalionem ppłk Czesław Mitkowski38. Łącznie w rejonie Kłodzka znalazło się 276 oficerów 6 PDPD, 298 podoficerów zawodowych i 2367 żołnierzy służby zasadniczej39. Na wyposażenie jednostki składało się 2249 sztuk kbk AK 7,62 mm, 281 kbk GN 7,62 mm, pistolety PW wz. 33 7,62 mm, 335 pistoletów P-64 9 mm, 104 RKMD 7,62 mm, 27 moździerzy 82 mm i 9 120 mm, 96 ręcznych granatników przeciwpancernych, karabiny maszynowe PKMZ-2 14,5 mm, 18 działek ZU-23-2 23 mm, 12 wyrzutni WP-8 i 7 2P-26, 87 pistoletów sygnalizacyjnych 26 mm40. Okazało się, że jest problem z żołnierzami młodego rocznika, którzy jeszcze nie składali przysięgi, przez co nie można było ich posłać do wykonywania zadań bojowych. Z trzech plutonów kompanii rozpoznawczej, która wejść do Czechosłowacji miała natychmiast, czyli jeszcze 26 sierpnia, jeden składał się z żołnierzy mających zaledwie czterotygodniowy staż w wojsku. Zostali wcieleni do dywizji w lipcu. Dlatego też zaraz po przybyciu do Międzylesia złożyli oni przysięgę w pustej sali miejscowego zamku41. Przysięgi odbyły się również w kolejnych przybywających pododdziałach 6 PDPD. Do wzruszającego momentu doszło w Domaszkowie, gdzie miejscowy proboszcz pobłogosławił przysięgających żołnierzy i zaprosił ich na mszę. Z zaproszenia jednak nie można było skorzystać42. Żołnierze z 10 batalionu powietrzno-desantowego złożyli przysięgę w polu koło Międzylesia, natomiast 16 bpd w miejscu stacjonowania, czyli w Goworowie. Często podczas tych uroczystości wojsko spotykało się z życzliwością miejscowej ludności, było obdarowywane drobnymi upominkami. Wyczuwało się jednak również obawy i niepewność co do nadchodzących dni, gdyż " jak zanotował kronikarz dywizji używając ówczesnej terminologii - przysięga "odbywała się w napiętych warunkach politycznych w obliczu konfrontacji z siłami kontrrewolucji."43 Pas odpowiedzialności dywizji obejmować miał Nove Mesto, Kraliky, na południu Stity, na zachód Usti n. Orlici, Holice. Wydzielono pięć zgrupowań, które miały blokować obiekty Czeskiej Armii Ludowej. Od nazw miejscowości, w których miały operować, otrzymały nazwy "Kostelec," "Rychnov," "Rokytnice," "Zamberk" i "Cervena Voda."44 W rejonie działania 6 PDPD znajdowały się następujące siły CzAL: w Cervenej Vodzie 103 pułk chemiczny (400 ludzi), w Zamberku 21 PTBR (360 ludzi), w Rokytnicach ośrodek szkolenia kierowców (350 ludzi), w Kostelcu i Rychnovie dywizjony rakiet operacyjno-taktycznych (po 168 ludzi)45. Jako pierwszy oddział dywizji rejon ten obsadził 18 batalion powietrzno-desantowy. O godzinie 4.00 27 sierpnia ppłk Eugeniusz Habdas, dowódca batalionu, zgłosił gotowość do wykonania tego zadania46. O godzinie 13.00 żołnierze 18 bpd przekroczyli w dwóch miejscach granicę polsko-czechosłowacką i do godz. 18.00 osiągnęli wyznaczone rejony47. Na pozycje wyprowadzili ich żołnierze z kompanii rozpoznania kpt. Orłowskiego oraz oficerowie sztabu 2 Armii, którzy wcześniej znaleźli się tam wraz z jednostkami pierwszorzutowymi48. Wzmocniony kompanią czołgów 18 bpd liczył 648 żołnierzy, 12 czołgów, 6 dział ASU-85, 12 moździerzy oraz 113 samochodów. Sztab batalionu znajdował się w Zamberku49. W nocy z 9 na 10 września pod osłoną 65 kompanii rozpoznawczej i plutonu rozpoznawczego z 1 pułku czołgów 18 bpd zluzowany został przez 10 batalion powietrzno-desantowy. Jego siły liczyły 708 żołnierzy, 12 czołgów, 6 dział ASU-85, 12 dział bezodrzutowych, 3 moździerze 120 mm, 9 moździerzy 82 mm, 3 RKM-2 i 9 armat ZSU-2350. Kolejna, ostatnia już rotacja nastąpiła nocą z 23 na 24 września, kiedy to do Czechosłowacji wszedł 16 batalion powietrzno-desantowy. Również siły 16 bpd podzielono na pięć grup. W rejonie Rokytnic działała Grupa Operacyjna "Poprad" (dowodził nią mjr Zdzisław Czeczel), w rejonie Zamberku GO "Raba" (mjr Stefan Rojek), koło Rychnova GO "Skawa" (mjr Antoni Lech), w okolicach Kostelca GO "Wołga" (ppłk Tadeusz Charzewski), natomiast w rejonie Cervenej Vody grupa kpt. Stanisława Dudka51. Żołnierze opuścili Czechosłowację nocą z 21 na 22 października52.
5. Realizacja zadań 6 PDPD na terenie Czechosłowacji
Szczegóły rozmieszczenia i wykonywania powierzonych zadań przez żołnierzy 6 PDPD przedstawię na przykładzie 10 batalionu powietrzno-desantowego, który operował na terytorium Czechosłowacji od 10 do 24 września. Już 6 września w Czechosłowacji znalazła się grupa oficerów, która miała dokonać rekonesansu. Do Zamberka pojechał wtedy m.in. dowódca batalionu ppłk dypl. Mieczysław Bubliński, do Rychnowa mjr Stanisław Rekiert, do Rokytnic kpt. Jan Żebrowski, do Kostelca mjr Emil Juda, natomiast do Cervenej Vody kpt. Janusz Wójtowicz. Zapoznali się oni z miejscowymi warunkami i sytuacją. Po powrocie do kraju swoimi spostrzeżeniami i uwagami podzielili się z pozostałą częścią kadry i żołnierzami. Dnia 9 września odbył się kolejny rekonesans. Tego dnia podzielono siły batalionu na pięć grup, które miały działać w poszczególnych miejscowościach. 10 września odbyło się spotkanie partyjne batalionu, intensywnie przygotowywano się do wyjazdu, uzupełniano zapasy. O godz. 17.00 przeglądu batalionu dokonał jego dowódca ppłk dypl. Mieczysław Bubliński. Godzinę później przybył dowódca dywizji płk dypl. Edward Dysko i wraz ze swym zastępcą do spraw politycznych ppłk. mgr. J. Gąstołem dokonał przeglądu jednostki. O godz. 19.00 zaczęto ustawiać kolumny samochodowe, które po godzinie mogły już ruszyć w kierunku Czechosłowacji, by granicę osiągnąć o godz. 21.00. Jako pierwsza przekroczyła ją grupa zmierzająca do Rychnowa. Do godz. 24.00 udało się zluzować pozostające wcześniej na tym obszarze siły 18 bpd. Grupą Rychnów dowodził mjr Stanisław Rekiert. Poza nim w skład sztabu grupy wchodzili zastępca ds. politycznych kpt. Górka, szef sztabu kpt. Henryk Laskowski, zastępca ds. technicznych kpt. Aleksander Gromow, szef łączności por. Krzysztof Szablewski, a oprócz nich por. Ludomir Schab, ppor. Wiesław Grzyś, por. Józef Wojtyna, plut. Jan Rusin, plut. Adam Salwerowicz, kpr. ndt. Grzesiak oraz dowódca baterii por. Henryk Kropidłowski. W skład grupy wchodziły 1 kompania szturmowa bez 2 plutonu szturmowego, pluton czołgów, bateria PPK, bateria przeciwlotnicza bez plutonu. Dowódcą grupy Zamberk był ppłk dypl. Mieczysław Bubliński, a poza nim znaleźli się tam jako zastępca ds. politycznych ppor. mgr Stanisław Gajda, szef sztabu (przez kilka pierwszych dni) kpt. Jan Żebrowski, zastępca ds. technicznych kpt. Marian Gałuszka, szef łączności kpt. Sylwester Neiman, zastępca ds. kwatermistrzowskich kpt. Łubek oraz kpt. Kazimierz Jama, kpt. Stanisław Król, por. Jankisz, por. Bolesław Caba, kpt. Gróń, por. lek. Stefan Małuch, st. sierż. Gałuszak, st. sierż. Małachowski, st. sierż. Aleksy Leszczyński, sierż. Stanisław Szpunar, plutonowi Rachunek, Józef Krzak, Kuryłło, Witold Wtulich, Borkowski, Ochocki, Stanisław Niewiadomski. Skład grupy stanowiły: 3 kompania szturmowa, pluton łączności, pluton saperów, pluton PKM i pluton czołgów. Grupą operującą w rejonie Kostelca dowodził mjr Emil Juda. Do kadry grupy należeli również kpt. Kazimierz Lewandowski, ppor. Stabryn, ppor. Stefan Sobol, ogn. Ryszard Piotrowicz, plut. Włodzimierz Strzałkowski, plut. Józef Witas, plut. Jan Kołodziej i kpr. Jan Ćwik. W składzie grupy znalazły się bateria artylerii, pluton 1 kompanii szturmowej, pluton przeciwlotniczy i pluton artylerii samobieżnej. Dowódcą grupy Rokytnica został mjr dypl. Józef Biegun. Oprócz niego działali w niej także por. Tadeusz Urbańczyk, por. Roman Baszczuk, por. Karol Gryzowski, sierż. Adam Habant, sierż. Czesław Szymanowicz, plut. Tadeusz Guzik, plut. Zygmunt Pyc, plut. Janusz Walczak, kpr. ndt. Dyrbosz, kpr. ndt. Bolesław Piegza. W skład grupy wchodziły 2 kompania szturmowa i pluton czołgów. Grupą Cervena Voda dowodził kpt. Janusz Wójtowicz. W grupie znajdowali się też por. Leszek Hoffman, por. Roman Kotecki, ppor. T. Wrześniowski, ppor. Eugeniusz Gniecki, sierż. Łukasik, plut. Sałata, plut. Miter, plut. Mirosław Jedynak. Spadochroniarzy wspierała tutaj bateria artylerii samobieżnej. Ponadto do każdej grupy przydzielono po jednym oficerze ze sztabu dywizji. W grupie Zamberk był to ppłk dypl. Edward Piorun, w Rychnowie mjr Lech Zakrzewski, w Rokytnicach mjr Szerszeń, w Kostelcu mjr Witold Sobański, a w grupie Cervena Voda mjr Tadeusz Tworzyło. Wszystkie grupy wykonywały jednakowe zadania. Miały więc być w stałej gotowości bojowej do odparcia ataku dywersyjnego czy ze strony oddziałów CzAL, blokować jednostki armii czechosłowackiej i być w gotowości na wypadek potrzeby ich rozbrojenia. Zadania te 10 bpd wykonywał przez dwa tygodnie, by w nocy z 23 na 24 września zostać zluzowanym przez 16 batalion powietrzno-desantowy53.
6. Zadania 48 kompanii rozpoznawczej i ich realizacja
Od pierwszego dnia operowali na terenie Czechosłowacji żołnierze kompanii rozpoznawczej pod dowództwem kpt. Romana Orłowskiego. Oni też jako ostatni opuścili granice tego kraju. Początkowo plan zakładał, że z lotniska Szymany zabrani zostaną samolotami AN-12 i wykonają desant nad Czechosłowacją. Z powodu jednak złych warunków atmosferycznych musieli lądować we Wrocławiu i stamtąd przerzucono ich samochodami w rejon nadgraniczny54. Żołnierze kpt. Orłowskiego prowadzić mieli działania rozpoznawcze na rzecz 6 PDPD. Do ich głównych zadań należało rozpoznanie obiektów wojskowych i kompleksu militarno-przemysłowo-gospodarczego. Miało to tym większe znaczenie, że dowództwo posiadało często skąpe i niepełne informacje o terenie, na którym dywizji przyszło operować. Zadaniem więc 48 krozp było lokalizowanie jednostek CzAL, których wcześniej nie odnotowano. Okazywało się bowiem, że 6 PDPD blokowała podoficerską szkołę chemiczną, natomiast 30 km dalej znajdowały się koszary o wiele silniejszego i groźniejszego pułku czołgów, o którym dowództwa dywizji nikt wcześniej nie poinformował55. W pierwszych dniach interwencji Czesi zniszczyli drogowskazy i wszelkie tablice informacyjne, co w dużym stopniu utrudniało przemieszczanie się nie znających terenu wojsk okupacyjnych. Dlatego też żołnierze z kompanii rozpoznawczej zajmowali się pilotowaniem wchodzących do Czechosłowacji jednostek. Rozpoznali oni również potężny pas umocnień w Sudetach56. Jeden z plutonów krozp, złożony z najmłodszych żołnierzy, zajmował się także konwojowaniem i zabezpieczaniem przejazdów ważnych osobistości, najczęściej na trasie przejazdu do sztabu 2 Armii mieszczącego się w Hradec Kralove57. Główną bazą wypadową ("matecznikiem") krozp było Międzylesie58, jednak operowała ona także z baz dywizji na terytorium Czechosłowacji, z Sumperka i Kostelca59. Wkrótce po wejściu wojsk interwencyjnych zamknięto czeskie radio. Wówczas niezależne audycje Czesi zaczęli nadawać używając radiostacji armii czechosłowackiej. Ta propaganda stanowiła poważny problem dla sił okupacyjnych, dlatego podjęto próby lokalizacji i likwidacji nadajników. W strefie 6 PDPD maszty radiowo-telewizyjne lokalizowali żołnierze kompanii rozpoznawczej, a radiostacje były następnie wyciszane z udziałem grup szturmowych60.
7. Stosunki między armią i społeczeństwem Czechosłowacji a polskimi żołnierzami
Początkowo stosunek ludności czeskiej do żołnierzy polskich cechowała wrogość i nieufność. Wkraczających spadochroniarzy powitały zniszczone drogowskazy, zwisające z okien czarne flagi oraz wszechobecne, malowane na domach, drogach, mostach, napisy: "Polacy zdrajcy," "Bracia sami sobie zbudujcie socjalizm," "Faszyści," "Sybir 6000 km," "Faszyści," "Nich żyje Dubcek," "Sowieckie czołgi do domu," "Warszawa 400 km," "No pasaran," "Iwan go home." We wsi Kraliki miejscowa ludność pod wodzą sołtysa ustawiła nawet barykadę nie chcąc przepuścić konwoju z działami i spadochroniarzami, w końcu jednak ustąpiono. Wkrótce jednak stosunki tak z miejscowymi władzami, jak wojskiem i ludnością czeską, poprawiły się. Wpływ na to miała z pewnością wysoka dyscyplina panująca w szeregach "czerwonych beretów," brak incydentów czy wypadków, w których mogłaby ucierpieć miejscowa ludność, no i fakt, że Czesi "z dwojga złego woleli nasze wojska niż sowietów." Ponadto na obszarze podległym 6 PDPD nie wprowadzono polskich komend garnizonu, co miało miejsce w innych strefach okupacyjnych, choćby na terenach podległych polskim jednostkom: 10 i 11 Dywizjom Pancernym czy 4 Dywizji Zmechanizowanej. Tutaj obowiązywały ustalenia strony czechosłowackiej. W sztabie dywizji prowadzono również ewidencję szkód i strat wyrządzonych gospodarce narodowej lub indywidualnym obywatelom Czechosłowacji przez polskie wojsko. Z czasem coraz częstsze stawały się wzajemne wizyty i rewizyty, wymiana poglądów, rozmowy, pojawiły się oznaki serdeczności ze strony ludności czeskiej w stosunku do spadochroniarzy. Podczas jednego ze spotkań płk Dysko usłyszał, że w momencie rozpoczęcia inwazji Czesi otrzymali rozkaz mówiący, że nie mają strzelać do wkraczającej Armii Radzieckiej. O pozostałych interwentach, w tym wojskach polskich, nie było tam mowy. Czesi samorzutnie podjęli więc decyzję, że z Polakami również nie będą walczyć. Początkowo nieprzejednane stanowisko wobec Polaków zajmował dowódca jednostki CzAL w Kostelcu płk Dewotin. Wkrótce jednak on i jego żołnierze nawiązali przyjazne kontakty z polskimi żołnierzami, którym pozwolono nawet na kąpanie się w miejscowych koszarach. Podobnie układała się współpraca z dowódcami pozostałych jednostek CzAL. 6 września dowódca 10 pułku chemicznego CzAL w Cervenej Vodzie zaprosił spadochroniarzy na mecz, który w miejscowości Lansskroun miały rozegrać drużyny z jego jednostki. Pewne problemy sprawiali też czescy kierowcy, którzy czuli się panami na krętych górskich drogach. Ich brawurowa jazda samochodami ciężarowymi stwarzała niebezpieczeństwo dla przemieszczających się po drogach polskich konwojów. Takim zachowaniom, będącym z pewnością sposobem okazywania przez Czechów oporu, próbowały przeciwdziałać patrole kompanii rozpoznawczej zatrzymujące niesfornych kierowców. Mimo pewnej poprawy stosunków wyczuwało się, że pozostała rezerwa we wzajemnych kontaktach. Czesi mieli żal do sąsiadów, że w tak brutalny sposób stłumili Praską Wiosnę i podobnie wielu Polaków uważało za hańbę udział Wojska Polskiego w tej awanturze. Jak wspominał gen. Dysko, "i my, i oni " obie strony " mieliśmy moralnego kaca, że do tego wszystkiego doszło." Wielu żołnierzy uważało udział swój i Wojska Polskiego w interwencji za hańbiący. Nie wszyscy też potrafili przejść nad tym do porządku dziennego. Podczas pobytu na terytorium Czechosłowacji jeden z oficerów 10 bpd, dowódca plutonu szturmowego 3 kompanii szturmowej, załamał się. Natychmiast zawieszono go w czynnościach i odesłano do kraju. Wypadek ten potraktowano jako dezercję z pola walki i na wniosek dowódcy dywizji oficer został zwolniony do rezerwy i zdegradowany do stopnia szeregowego. Pojawiły się również elementy współpracy przedstawicieli obu "bratnich" narodów i armii, które jednak nie mogły być pochwalane przez dowództwo. Otóż "część kadry wykorzystując odjazdy do kraju i przyjazdy na teren CSRS usiłuje uprawiać nielegalny handel z miejscową ludnością plamiąc w ten sposób dobre imię polskiego żołnierza." Zarówno więc niektórzy Polacy, jak i Czesi, zaczęli czerpać korzyści z zaistniałej sytuacji. Akcję uświadamiającą "nacelowaną na zaniechanie różnego rodzaju tranzakcji handlowych oraz dostaw napojów alkoholowych" przeprowadzić mieli dowódcy jednostek i aparat polityczny. Na wyrobienie odpowiedniej postawy wśród spadochroniarzy miało wpłynąć intensywne szkolenie polityczne. Starano się uświadomić żołnierzom, że ich pobyt na terenie Czechosłowacji jest jak najbardziej słuszny i służy interesom ojczyzny oraz samym Czechom, a "okiełznanie sił kontrrewolucyjnych, pomoc prawdziwym patriotom Czechosłowacji w obronie podstaw i zdobyczy socjalizmu" jest "internacjonalistycznym obowiązkiem krajów socjalistycznych, warunkiem zachowania bezpieczeństwa i pokoju w Europie." Spadochroniarze mogli też dowiedzieć się "kto jest prawdziwym przyjacielem Czechosłowacji, a kto wrogiem," co zawdzięcza Polska "braterstwu idei i broni" ze Związkiem Radzieckim czy jakie korzyści przyniesie dalsze "umacnianie kierowniczej roli marksizmu-leninizmu partii." Kontynuowano także "walkę w ramach rywalizacji o najlepszy kolektyw i dyscyplinę w pododdziałach" i dyskutowano nad tezami na zbliżający się V zjazd partii74. W strefie okupacyjnej podległej 6 PDPD odnotowano tylko jeden poważniejszy incydent. Otóż w okolicach Cervenej Vody żołnierze 16 batalionu powietrzno-desantowego zostali ostrzelani z przejeżdżającego transportera opancerzonego SKOT. Natychmiast podjęto pościg, jednak ślad uciekającego pojazdu urwał się w pobliżu miejsca stacjonowania jednostki radzieckiej. Śledztwo w tej sprawie podjęła Wojskowa Służba Wewnętrzna, ale o jego wynikach dowódcy 6 PDPD nie poinformowano.
8. Stosunek ludności polskiej do żołnierzy 6 PDPD
Nie próżnowała także ta część dywizji, która stacjonowała w kraju, w Kotlinie Kłodzkiej. Sierpień i wrzesień to okres intensywnych prac polowych, dlatego też "w czasie wykonywania swojego internacjonalistycznego obowiązku żołnierze dywizji pomagali okolicznym mieszkańcom przy pracach w polu, omłotach oraz naprawiali drogi." Była to pomoc spontaniczna, nikogo nie trzeba było do niej przymuszać, szczególnie, że duża część żołnierzy spała na kwaterach w gospodarstwach i wiedziała, kto jest najbardziej potrzebujący. W pierwszej kolejności wsparcie otrzymywały te rodziny, których synowie służyli w wojsku oraz te, w których byli np. inwalidzi. Żołnierze pomagali w remontach szkół, odbudowie stodół, które uległy spaleniu, wojskowi lekarze zajmowali się miejscową ludnością, m.in. przebadali 560 dzieci w Długopolu. Spadochroniarze brali również udział w życiu kulturalnym miejscowej ludności, pomagali przygotowywać różne imprezy, okolicznościowe akademie, spotykali się z młodzieżą szkolną, zwiedzali zabytki i muzea. Żołnierze uczestniczyli w uroczystej akademii z okazji 25-lecia Ludowego Wojska Polskiego zorganizowanej przez Powiatowy Dom Kultury w Bystrzycy Kłodzkiej czy w rajdzie harcerskim w Stroniu Śląskim. Odwiedzili też fabrykę zapałek w Bystrzycy Kłodzkiej. W wolnych chwilach można było obejrzeć wyświetlane dla wojska filmy, choćby "Zezowate szczęście" czy "Ewa chce spać." Spotykali się z życzliwością ze strony ludności polskiej. Razem pracowano, bawiono się, "zawiązywały się przyjaźnie, znajomości, trafiła się niejedna miłość, złamano trochę serc." Nie obyło się jednak bez bójek i incydentów związanych z nadużywaniem przez niektórych żołnierzy alkoholu. Wobec winnych wyciągano surowe konsekwencje, kilku zawodowych żołnierzy zwolniono z armii. Na początku września ukarano trzech podoficerów za samowolne oddalenie się z jednostki i picie alkoholu. Rozkaz ten podano do wiadomości całemu stanowi osobowemu dywizji. 2 października odnotowano stan "upojenia alkoholowego" u st. sierż. Leona Werra z 1 pułku czołgów. Wzmożono wówczas kontrolę obecności żołnierzy w sklepie w Długopolu Zdroju i uzgodniono z personelem, że nie będą sprzedawać żołnierzom alkoholu. Nie wydaje się jednak, aby takie sporadyczne wypadki rzutowały na opinię "czerwonych beretów." Doszło w tym okresie do samobójstwa jednego z żołnierzy dywizji, kanoniera Waldemara Lipa. Ze śledztwa przeprowadzonego przez Wojskową Służbę Wewnętrzną wynikało, iż "przyczyną targnięcia na swoje życie był zawód miłosny." Żołnierza zdradziła narzeczona. Przebywanie dużej liczby żołnierzy w Kotlinie Kłodzkiej, konieczność przemieszczania się, dowożenia zaopatrzenia mogło powodować zagrożenie dla bezpieczeństwa miejscowej ludności. Mimo podjętych środków ostrożności nie obyło się bez wypadków. 2 września w Bystrzycy Kłodzkiej prowadzący pojazd wojskowy kapral Lucjan Żurecki potrącił 8-letniego chłopca. Dziecko zmarło. Aby jak najbardziej zminimalizować możliwość kolejnych tragedii ograniczono wyjazdy samochodów " z wyjątkiem niezbędnych potrzeb związanych z zaopatrzeniem i szkoleniem. W czasie interwencji nie prowadzono szkolenia na szczeblu batalionu czy kompanii, ograniczano się do szkolenia indywidualnego. Dopiero na przełomie września i października przeprowadzono na granicy skoki spadochronowe. Do szkolenia spadochronowego sprowadzono dwa śmigłowce Mi-4 i utworzono polowe lądowisko w Pisarach. W potrzebne artykuły żołnierze mogli zaopatrywać się w zorganizowanych na terenie stacjonowania dywizji kantynach. Były one dobrze zaopatrzone89. Ponadto każdemu żołnierzowi przypadało dziennie 20 papierosów "Silesia." Czasem służby kwatermistrzowskie 6 PDPD wydawały zaopatrzenie lub świadczyły podobne usługi na rzecz wojsk pozostałych państw Układu Warszawskiego biorących udział w interwencji. Gdy sytuacja się ustabilizowała umożliwiono kadrze " w uzasadnionych przypadkach i za zgodą dowódcy " na wyjazdy do garnizonów macierzystych. Zaczęły również odwiedzać polskich żołnierzy stacjonujących w Czechosłowacji liczne delegacje z Krakowa i całego kraju. Otrzymywali też spadochroniarze listy od zakładów pracy, różnych środowisk, młodzieży. Jak donosiła później krakowska prasa, "od pierwszych chwil ich czasowego pobytu na terenie Czechosłowacji mieszkańcy Krakowa i ziemi krakowskiej, załogi zakładów pracy kierowali na adres żołnierzy tysiące pełnych sympatii listów, kierowali liczne delegacje, które miały się przekonać naocznie, jak świetną postawę zajmował nasz żołnierz w czasie pełnienia tej trudnej i odpowiedzialnej służby."92 Na początku września upominki dla żołnierzy przywiozła delegacja województwa gdańskiego na czele z sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR Lewińskim93. Przybywali przedstawiciele zakładów ze Stalowej Woli, Rzeszowa, Nowej Huty, Oświęcimia, Bielsko-Białej. Jak wspomina dowódca 6 PDPD, "stosunek przyjeżdżających do naszych zadań był nacechowany troską o życie i zdrowie żołnierzy. Dodawało nam to otuchy, że o nas pamiętają i udzielają moralnego wsparcia."94 Oddziały dywizji biorące udział w interwencji po raz pierwszy w swej historii obchodziły Święto Ludowego Wojska Polskiego poza krajem. Tego dnia, 12 października, wielu z nich awansowano, odznaczono medalami czy nagrodzono95. Wielu uczestników interwencji już wcześniej otrzymało awanse i medale, w tym Brązowe, Srebrne i Złote Krzyże Zasługi, Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski, Medale za Zasługi dla Obronności Kraju96.
9. Powrót do kraju
Wycofywanie jednostek 6 PDPD z Kotliny Kłodzkiej do rejonów stałej dyslokacji rozpoczęto 15 października. Oddziały stacjonujące w okolicach Międzylesia (za wyjątkiem 16 batalionu powietrzno desantowego i pododdziałów zabezpieczenia znajdujących się na terenie Czechosłowacji) zaczęto przerzucać transportem kołowym i kolejowym do garnizonów macierzystych. 16 października wyprowadzono z podporządkowania 2 Armii 1 Warszawski Pułk Czołgów i 61 kompanię rozpoznawczą z 16 Dywizji Pancernej. Po 17 października w rejonie Kłodzka pozostała jedynie grupa operacyjna dowództwa 6 DPD w celu zapewnienia dowodzenia jednostkom pozostającym nadal na terenie Czechosłowacji97. 18 października "czerwone berety" dotarły do Łobzowa w Krakowie98. 21 października w godzinach wieczornych rozpoczął wycofywanie się do kraju 16 bpd99. Jak donosiła ówczesna prasa powracających żołnierzy serdecznie powitano w kraju. "Nie było ich w Krakowie z górą trzy miesiące. Wystarczająco długi to czas, by się za nimi stęsknić," pisał jeden z korespondentów100. Spadochroniarzy odwiedziły delegacje z Rzeszowa, ziemi olsztyńskiej i białostockiej101. 30 października w Krakowie zorganizowano uroczyste powitanie 6 PDPD " "kwiaty zatknięte w lufy automatów. Kwiaty przypięte do mundurów. Czerwone róże i goździki. Chryzantemy złociste. Kwiatami obsypały krakowskie dziewczyny swych żołnierzy wracających do kraju po wykonaniu internacjonalistycznego i patriotycznego obowiązku." Uroczystość rozpoczęła się złożeniem przez płk. Dysko raportu gen. Huszczy, dowódcy WOW. Następnie w swoim przemówieniu gen. Huszcza przypomniał, że Polacy już w czasie II wojny światowej wyzwalali Czechosłowację, a teraz pomogli uratować ją przed groźbą kontrrewolucji. Przemówienie powitalne wygłosił także Czesław Domagała, I sekretarz KW PZPR w Krakowie, który zwracając się do żołnierzy 6 PDPD podkreślił, iż "całe społeczeństwo dumne jest z Waszych sukcesów i osiągnięć." Na trybunie honorowej znaleźli się m.in. attache wojskowy ambasady ZSRR w Warszawie gen. Aleksander Rodionow oraz konsul Związku Radzieckiego w Krakowie Władimir Niestierowicz. Podczas uroczystości jedna z jednostek dywizji otrzymała sztandar nadany jej przez Radę Państwa z okazji 25-lecia Ludowego Wojska Polskiego. Uroczystość zakończyła defilada aleją Puszkina i alejami Trzech Wieszczów. Tego dnia nie było "takiego żołnierza " spadochroniarza, który defilowałby przed trybuną honorową bez jednego bodaj kwiatka. Znaleźli się wybrańcy, których bardziej udana połowa krakowskiej społeczności obdarowywała całymi naręczami."102 W ten sposób te wydarzenia przedstawiała oficjalna prasa. Zupełnie inaczej dzień ten zapamiętał sierż. Zbigniew Ślusarczyk, uczestnik interwencji i żołnierz 6 PDPD, który wraz z kolegami wracał do Krakowa. Zgodnie z jego relacją "czerwone berety" powitali z trybuny ozdobionej wielkimi portretami Gomułki, Cyrankiewicza i Spychalskiego dostojnicy partyjni, jednak nie było tam żadnych tłumów wiwatujących na cześć spadochroniarzy, ale co najwyżej "spędzone na tę uroczystość dzieci ze szkół podstawowych i trochę przypadkowych gapiów." Krakowianie zbojkotowali bowiem "powitanie zwycięskich wojsk polskich," jak to ironicznie określił sierż. Ślusarczyk103. Nie było przecież powodów do dumy...
10. Oceny postawy i realizacji zadań przez 6 PDPD
Na przełomie września i października przeprowadzona została inspekcja w jednostkach 2 Armii. Biorące udział w interwencji oddziały 6 PDPD uzyskały średnią ocenę 3,53104. W Kronice 6 PDPD przeczytać można, iż "żołnierze Dywizji swym działaniem, postawą, zdyscyplinowaniem oraz wysoką świadomością polityczną wykazaną w czasie wykonywania zadania na bratniej ziemi czechosłowackiej potwierdzili wysokie walory ideowo-moralne i bojowe 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej."105 Takie zdanie było oczywiście zgodne z ówczesnymi oficjalnymi ocenami obecności polskich żołnierzy na terenie Czechosłowacji. Gen. Zygmunt Huszcza, dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego, wysoko ocenił szybkie przerzucenie jednostki z Mazur do Kotliny Kłodzkiej i prawie natychmiastowe wejście do działania. Według niego 6 Pomorska Dywizja Powietrzno-Desantowa "wykazała wysoką gotowość bojową, sprawność w organizacji i dokonaniu przegrupowania sposobem kombinowanym na dużą odległość, a jej stan osobowy wysokie zdyscyplinowanie i właściwą postawę żołnierzy w czasie wykonywania zadań na terenie kraju i poza granicami."106 Wysoki poziom dyscypliny panującej w "czerwonych beretach" przyczynił się do tego, iż nie doszło w strefie odpowiedzialności dywizji do żadnych incydentów między żołnierzami polskimi a miejscową społecznością i czeskim wojskiem. Polacy nie narzucali swojej władzy i nie ingerowali w miejscowe stosunki. Fakty te wpłynęły z pewnością na to, że z czasem zaczęły znikać nieufność i wrogość we wzajemnych stosunkach. Przez trzy miesiące żołnierze " często z niewielkim stażem w armii - byli w pełnej gotowości, mieli ostrą amunicję, a nie doszło w tym czasie do żadnego wypadku z bronią, co również świadczy o ich opanowaniu i wyszkoleniu107. Mimo tego, że wielu żołnierzy negatywnie oceniało udział naszej armii w interwencji, starali się jak najlepiej wypełniać powierzone zadania. To nie oni bowiem ponosili odpowiedzialność za to, że znaleźli się na terenie Czechosłowacji.
Przemysław Wywiał (Instytut Historii UJ, Kraków 2004). Praca została napisana pod kierunkiem dr Jana Jacka Bruskiego na prowadzonym przez niego w Instytucie Historii UJ proseminarium "Czechy, Słowacja, stosunki polsko-czesko-słowackie w XX wieku."

 Operacja Dunaj.